Lepkie mirabelki
Proszę zajrzeć do „Osobliwej materii” Terezii Mory.
Mam dla państwa kilka kluczy:
- To najniższe z wczesnych świateł, na najdalszym końcu wzgórza, tam, dokąd schodzi wszystko: strumień, ziemia, zwierzęta. Żaby i węże wracające z lasu do jeziora, żeby się rozmnażać, muszą się przedostać przez nasze podwórze. Nocami słyszymy, jak pełzną przez szczeliny w murze. Słyszę moich niewidzialnych braci między krzakami, pospiesznie połykają jagody.
- Obcy przystają obok nas, podziwiając nasze ubrania jak dla lalek i okrągłe oczy, a my nie mówimy jak się nazywamy. Ściskamy w garści czekoladowe batony, aż robią się z nich brązowe sztabki z wprasowanymi sreberkami i obrazkami z bajek, które czasem się pod nimi kryją.
- Mój brat ssie biały kamień wyglądający jak fasola. Jest sprytny, nie połyka kamienia. Opowiada dziewczynom, że dostał od naszego amerykańskiego wuja miętowy cukierek, który nigdy nie znika.
- Zakopujemy włosy w ogrodzie.
- Nigdy nie wiadomo, kiedy opłaca się wyjść. Czasem autobus z niewyjaśnionych powodów po prostu nie przyjeżdża. Nikt nas nie informuje, nie wiemy też, gdzie pytać o zaginione kursy.
- Kiedy wraca się z miasta i patrzy z okna autobusu, moja rodzinna okolica wygląda jak zrobiona z jednego kawałka przefermentowanej materii. Z włókien tak brązowych i niepodzielnych jak wełna naszych ubrań. (…) minutę temu autobus wypuścił mnie w brązowy zmierzch (…). Moja jasna głowa toczy się środkiem krajobrazu jak nisko wiszący księżyc.
- Po nawożeniu myję mojemu bratu włosy, a później siebie w miednicy z monogramem. Mój brat siedzi z ręcznikiem na głowie i przypatruje mi się. Nigdy nie zdejmujemy bielizny do kąpieli. Potem mój brat nasadza na mokrą głowę odziedziczony po dziadku kapelusz i wkłada stary zimowy płaszcz. Kiedy idziemy do przystanku autobusowego przy szosie, poły płaszcza powiewają na wietrze jak w filmach. Mój brat ma mlecznobiała skórę i jest delikatnej budowy. Niektórzy mówią, że jest słaby na umyśle, ale to nieprawda.
- Tańczę polkę w Florianem. Uważaj, mówi brat, to Cygan. I co z tego, odpowiadam, a deski statku pod naszymi stopami podskakują, wzniecając kurz. Zostaniesz kurwą, mówi brat głębokim głosem. I co z tego, odpowiadam i wiruje z Florianem, noga przy nodze, polka to mój ulubiony taniec.
- Moi bracia i ja zrywamy młode mleczne kolby kukurydzy, lepkie mirabelki, małe oczka winogron. Na cmentarzu we Wszystkich Świętych zbieramy z obcych grobów ładne grube świece i stawiamy je na naszych.
(Terezia Mora, „Osobliwa materia”, pięknie przełożyła Elżbieta Kalinowska, Czarne 2007)
Więcej o autorce we wpisie Mroczna Mora.
Terézia Mora
Urodziła się w 1971 r. w miejscowości Sopron na Węgrzech. W jej rodzinie mówiło się w dwóch językach: niemieckim i węgierskim. Od 1990 roku mieszka w Berlinie. Jest autorką m. in. uhonorowanego nagrodami Adelbert – von – Chamisso – Förderpreis 2000 i Ingeborg – Bachmann – Preis 1999 zbioru opowiadań „Seltsame Materie” („Osobliwa materia”, 1999; polski przekład ukaże się w 2007 roku), scenariuszy filmowych i telewizyjnych, sztuk teatralnych, powieści; tłumaczy z języka węgierskiego na niemiecki (m. in. „Harmonia caelestis” Pétera Esterházyego – za przekład otrzymała Jane-Scatcherd-Übersetzerpreis 2002). Za powieść „Każdego dnia” otrzymała Preis der Leipziger Buchmesse 2005, Mara-Cassens-Preis 2004, Preis der LiteratourNord 2004, Kunstpreis Berlin, Förderpreis für Literatur der AdK 2004.
2007-10-04 o godz. 18:22
powabne i momentami zwierciadlane do Aglaji Veteranyi. pani Monika i pan Andrzej mają dar do odszukiwania tego typu pereł.