Trzymaj twarz z dala od pompki
Czasem warto – dla sportu lub z rozpaczy – kogoś odrobinę pognębić. Trafiła się piękna okazja, bowiem zmuszona byłam przeczytać „Na krawędzi” Richarda Hammonda (gwiazdy „Top Gear”) i jego ghostwritera. Państwo wybaczą „ghostwritera”, ale na polski trzeba by to przetłumaczyć jako „murzyn”. Kłopoty z przełożeniem słowa na język polski miał sam Roman Polański, którego film ukazał się w polskich kinach pod tytułem „Autor Widmo”. Słowo odnosi się do służenia komuś (piórem) – zatem kontekst nie jest specjalnie poprawny (polityczne). Można by ostatecznie użyć słowa „redaktor” choć to miękko minęłoby się z sensem. Wracając do krawędzi: myślałam, że wyskoczę, czytając tę łzawą opowieść o pięknym amerykańskim ulubieńcu tłumów, który cudem wyszedł z kraksy. Biedak, testował wtedy samochód z napędem rakietowym.
Pierwsza część tego czegoś, co zmuszona jestem nazwać powieścią autobiograficzną, to studium umysłu (i ciała) zakompleksionego chłopaka, który z braku innych talentów postanawia aranżować wypadki ze sobą w roli głównej. Ku uciesze tłumu. Lub kolegów z klasy. Wątłe ego nabiera tedy rumieńców.
„Moje regularne wyczyny kaskaderskie, te publiczne i te prywatne, były tylko zwyczajnym popisywaniem się. Stworzoną przez mnie techniką przetrwania. Jeśli jesteś małym kolesiem i nie możesz zdominować innych pod względem fizycznym, powiedz coś zabawnego. Gdy to zawodzi albo skończyły ci się dowcipy, rąbnij się w twarz pompką od roweru”.
Nikomu nie polecam. Są lepsze sposoby. Przetrwania.
2010-10-12 o godz. 13:06
Pewnie nie ma czego tam szukać… i może dlatego, że książka kiepska, to kiepska też recenzja – bo z błędami merytorycznymi. Hammond nie jest pięknym amerykańskim ulubieńcem tłumów, lecz brytyjskim.